Ani złego słowa – Uzodinma Iweala – recenzja
22 października 2019Ani złego słowa to nagradzana powieść o odmienności, imigracji i brutalności policji, ale także potędze słów i o tym, kto ma prawo mówić otwarcie o sobie i innych ludziach.
Syn nigeryjskich imigrantów, Niru, wiedzie z pozoru idealne życie. Chodzi do kościoła, wierzy w Boga, jest wybitnym sportowcem, a jesienią idzie na Harvard.
Niru nie jest jednak taki, jak wymarzył sobie jego konserwatywny ojciec. Chłopak skrywa tajemnicę, za sprawą której wyruszy w podróż w poszukiwaniu własnej tożsamości: przez szalone imprezy z zakochaną w nim Meredith i pierwsze inicjacje, po mroczne nowojorskie kluby, aż do dramatycznego finału.
„Tamten ja w lustrze, czerwone oczy pływają w cieczy, wyłażą mu z twarzy. Co za straszliwie brzydka twarz, z tymi otwartymi ustami i wielkimi, rozchylonymi wargami, z których cieknie ślina. Zamknij usta, nie bądź Bambo, mawia ojciec, nie bądź Bambo z wielkimi warami, ale nie wiem co to ma znaczyć. Brzmi słodko i milusio, ale kiedy widzę się w lustrze, wiem już, co to znaczy, i nie mogę na to patrzeć. Idiota. Obrzydliwość. Nie ja. Nie syn mojego ojca. Nic. Nikt dla nikogo. Zbok”.
Dodatkową, ważną kwestią poruszoną w tej książce jest brutalność policji amerykańskiej i jej niechęć wobec czarnoskórych, którzy są, według nich, z gruntu źli i na pewno są przestępcami. Wszystko to na zaledwie 262 stronach.
Uzodinma Iweala jest młodym, nigeryjskim pisarzem, mieszkającym w Nowym Jorku, skończył Harvard i otrzymał szereg prestiżowych nagród za debiutancką powieść „Bestie znikąd”, „Ani złego słowa” miał premierę 18.09 nakładem Wydawnictwa Poznańskie – bierzcie i czytajcie, bo warto.
A cudze słowa – dobre i złe – zmienią jego życie na zawsze.
Przełożył Piotr Tarczyński
Ledwie zaczynasz czytać i zapadasz głęboko w ten świat, odnajdując siebie w kolejnych postaciach, aż w końcu odnosisz wrażenie, jakby autor znał cię na wylot.
Marlon James
Niezwykle mądra książka, której nie sposób odłożyć.
Gary Shteyngart