Uroki kobiet i władza – rozmowa z Mateuszem Trzmielem
15 sierpnia 2019Sztajgerowy Cajtung: Macbettto był jeden z pierwszych spektakli Papahemy: czy już wtedy wiedzieliście, w jakim kierunku chcecie jako teatr iść, czy raczej polegało to na szukaniu pomysłów i testowaniu możliwości scenicznych? Coś się sprawdziło, coś zmienialiście z czasem, kiedy nabieraliście doświadczenia na profesjonalnych scenach?
Mateusz Trzmiel: Oj, tak, teatr weryfikuje nasze pomysły, czasem bardzo boleśnie. Wiemy już na przykład, że nie zainstalujemy u sufitu kameralnej sceny, o wysokości nieprzekraczającej 3 metrów, obrotowej konstrukcji imitującej karuzelę obwieszonej lampkami choinkowymi… Wiemy też, że nie zrobimy kilku wspaniałych tytułów tylko dlatego, że zakup licencji na ich realizację wiązałby się z zaciągnięciem kredytu hipotecznego. A drugiej strony, co ciekawe, udało nam się wprowadzić w życie kilka projektów z gatunku wręcz niemożliwych. Jesteśmy szczęściarzami, to trzeba przyznać. Każda nowa produkcja to kolejny test i weryfikacja. Fascynujące jest to, że gramy w sezonie ponad 70 spektakli, ale na prawie 20 różnych scenach. Wciąż podglądamy, wciąż się uczymy, wciąż weryfikujemy swoje koncepcje, dostosowujemy się do nowych przestrzeni, sporo się uczymy. Jedno jest pewne, scenografia musi zmieścić się do 9-osobowego samochodu i już.
Sz. C.: Za Macbettazostaliście nagrodzeni na festiwalu szekspirowskim, a robicie przecież parodię Szekspira, idziecie za Ionesco i dokładacie do tego własne pomysły… To będzie historia ze śmiechem?
- T.: Oczywiście, myślę, że tragedia Makbeta (a może i Macbetta) opowiadana językiem teatru absurdu jest tym okrutniejsza. Współczesny tyran to człowiek bezwzględny, ale i przerażająco żałosny, tacy właśnie są nasi bohaterowie. Mamy takie poczucie, że tragifarsa to gatunek w sensie komunikacyjnym najcelniejszy, najtrafniej komentujący rzeczywistość. Jeśli bawią nas do łez dowcipy bezwzględnego władcy, a jego głupota i pozorny urok osobisty usypiają naszą czujność, jeśli przez tych 80 minut trwania spektaklu będziemy czuli się bezpiecznie i pewnie, a nawet, o zgrozo!, dobrze, finałowa wolta zostawi nas z przykrą refleksją, nieznośnym poczuciem dyskomfortu, który budzi tę uśpioną czujność: szczególnie w kontekście tego, co dzieje się w przestrzeni naszej, rodzimej sceny politycznej.
Sz. C.: Jak sprawiacie, że klasyka definiuje czasy dzisiejsze?
- T.: To chyba nie nasza zasługa… Klasyka literatury tak pięknie dotyka tematu człowieczeństwa w kontekście totalnie uniwersalnym, że dużo nie trzeba, by mówić o współczesności, i to prawdziwie. Świat się zmienił, ale człowiek nie; różnica polega tylko na tym, że teraz każdy ma smartfona, samochód i dostęp do bezprzewodowego Internetu, za to namiętności, rządze i ekscytacje są łudząco podobne. To przerażające.
Sz. C.: Co w Macbetciejest ważniejsze, władza czy kobiety?
- T.: Chciałoby się powiedzieć, że kobiety, bo choć ich niewiele, to właśnie one, z niezwykłym wdziękiem, popychają mężczyzn do czynów najohydniejszych. Świat polityki jest mocno zmaskulinizowany, fakt, dlatego też mężczyźni czują się bezpiecznie, myślą, że ich pozycja nie jest zagrożona i nie spodziewają się nawet, że mogą stać się pionkami w rozgrywkach pań. Tak też dzieje się z naszym bohaterami: Macbett, Banco i Duncan padną ofiarą przemyślnej intrygi kobiet, a może i jednej kobiety… Doprecyzuję: Helena Radzikowska z niezwykłą gracją wciela się w rolę Lady Duncan, Lady Macbett i Wiedźmy jednocześnie. Trudno oprzeć się jej urokowi. A może ich urokom? Zdaje mi się jednak, że człowiek, niezależnie od płci, opętany żądzą władzy jest po prostu do szpiku zły. I już. A przecież nie musi taki nie być.
Sz. C.: Przeniesienie na pole golfowe opowieści o totalitaryzmie to z Waszej strony prowokacja czy eksperyment?
- T.: Szukaliśmy przestrzeni, która będzie zupełnie nieoczywista. Pole golfowe jednoznacznie kojarzy nam się z miejscem zarezerwowanym dla przedstawicieli elit społecznych. Od tych elit niedaleko do świata polityki, a od polityki do totalitaryzmu to już bardzo bliziutko, niestety… Zdaje nam się, że najokrutniejsi przestępcy działają w przysłowiowych białych rękawiczkach, te zbrodnie są najbardziej przejmujące: trudno zatem o lepszy wybór. Zresztą, pierwszą znaną golfistką była Maria Stuart. Przypadek? Nie sądzę.
rozmawiała Iza Mikrut
tekst pochodzi z gazety festiwalowej Chorzowskiego Teatru Ogrodowego „Sztajgerowy Cajtung”
Echo Chorzowa, informacje, wiadomosci, aktualnosci