Trzymam rękę na pulsie
2 listopada 2016O kondycji finansowej Chorzowa, przewidzianych inwestycjach, a także wpływie działań rządu na budżety gmin, rozmawialiśmy z Małgorzatą Kern, Skarbnikiem Miasta Chorzów.
Jak wygląda obecnie sytuacja z zadłużeniem miasta?
W tej chwili zadłużenie wynosi ok. 164 mln zł. Przewidujemy, że nie zmieni się to już do końca roku, ponieważ kredyt z Europejskiego Banku Inwestycyjnego w kwocie 50 mln zł, został już przez miasto zaciągnięty. Dzięki niemu możliwa była realizacja tegorocznych inwestycji.
Podczas 20. sesji rady miasta informowano, że miasto zaciągnie w EBI kredyt w wysokości 342 mln zł. Nic się w tej kwestii nie zmieniło?
Nic się nie zmieniło, ale zwróćmy uwagę, że to jest kredyt całościowy. Podpisaliśmy wieloletnią umowę z EBI i sukcesywnie będziemy korzystać z tej pożyczki, by realizować bieżące inwestycje. Te 342 mln zł to suma maksymalna, którą miasto może zaciągnąć. Kwota jest tak wysoka, ponieważ Chorzów przygotowuje się do budowy obwodnicy. Jeżeli jednak nie otrzymamy dofinansowania do tej inwestycji, co byłoby jednoznaczne z odstąpieniem od realizacji zadania, wykorzystanie całej kwoty kredytu nie będzie konieczne.
Wkład własny miasta w budowę obwodnicy wyniósłby ok. 200 mln zł?
Tak. Zgodnie z wytycznymi Funduszu Europejskiego wkład własny przy inwestycjach musi wynieść minimum 15 proc. Pamiętajmy jednak, że są też wydatki niekwalifikowane, których nie da się przewidzieć, np. konieczność wykupienia dodatkowych gruntów. Może się więc okazać, że ten wkład własny będzie większy. Trwa ocena formalna wniosku, zostaliśmy wezwani do jego poprawy, w listopadzie powinniśmy już wiedzieć czy przejdzie on do dalszego etapu procedury.
O ile dobrze pamiętam, ten projekt był już wpisany na listę inwestycji kluczowych dla województwa śląskiego…
Tak, wydaje mi się, że to było w poprzednim okresie planowania. Obecnie staramy się o dofinansowanie z budżetu centralnego. To jest na tyle duża inwestycja, że pochłonęłaby zbyt wiele środków wojewódzkich. Jej wartość to ponad miliard złotych.
Miasto udźwignęłoby ciężar tych 200 mln zł?
Przede wszystkim należy zaznaczyć, że to jest projekt, którego realizacja zostałaby rozłożona na lata. Miasto nie musiałoby w jednej chwili zainwestować całej tej kwoty. Jeżeli doszłoby jednak do budowy obwodnicy, to nie ulega wątpliwości, że konieczne byłoby zmniejszenie środków na realizację innych zadań. Plan wydatków miasta w br. to ponad 120 mln zł. To już jest duża kwota. W przypadku obwodnicy, mówimy o środkach dziesięciokrotnie większych.
Kiedy inwestycja mogłaby ruszyć?
Wykup gruntów musiałby rozpocząć się już od przyszłego roku. W tej chwili pracujemy nad budżetem na 2017 r. i uwzględniliśmy w nim kwoty, które należałoby na ten cel przeznaczyć.
Jakie są przewidywania odnośnie zadłużenia miasta w 2017 r.? O ile mogłoby ono wzrosnąć na przestrzeni następnych kilkunastu miesięcy?
To już będzie drugi okres programowania i miasto zamierza wykorzystać dostępne, unijne środki, jak najlepiej. Postaramy się nadgonić czas, w którym inwestycje nie były realizowane. Jeżeli nie przystąpimy do budowy obwodnicy, miasto zaciągnie „tylko” 50 mln zł kredytu. Zadłużenie miasta wzrosłoby wtedy o ok. 40 mln zł.
Czyli do ok. 200 mln zł.
Tak, natomiast ważniejsze od samej wysokości tego zadłużenia jest to, czy potrafimy je obsłużyć, czyli spłacić kredyt razem z odsetkami. Regionalna Izba Obrachunkowa, na podstawie naszej wieloletniej prognozy finansowej potwierdziła, że Chorzów jest w na tyle dobrej sytuacji, że może się zdecydować na zaciągnięcie tak wysokiego kredytu w EBI. To jest obecnie najlepsze rozwiązanie dla naszego miasta.
Temat modernizacji stadionu Ruchu Chorzów nie jest w tej chwili brany pod uwagę?
Zgodnie z tym, co powiedział prezydent, powrócimy do niego, kiedy Ruch Chorzów S.A. spłaci swoje zobowiązania wobec miasta. Te 18 mln zł, to były środki przewidziane na tę inwestycję, jednak zostały przeznaczone na ratowanie klubu. Jeśli z powrotem znajdą się w miejskiej kasie, inwestycja będzie mogła ruszyć.
Czyli nie wcześniej niż w 2020 r.
Miasto udzieliło klubowi pożyczki w kwocie 6 mln zł. Pozostałe 12 mln zł przekazała spółka gminna Centrum Przedsiębiorczości. O ile dobrze pamiętam, termin spłaty pożyczki zaciągniętej od CP, rzeczywiście upływa w 2020 r. Jeśli chodzi o pierwszą transzę, czyli te 6 mln zł zaciągnięte bezpośrednio od miasta, to termin spłaty mija w tym miesiącu.
Do tej pory miasto otrzymało od Ruch Chorzów S.A. tylko milion?
Zgadza się, teraz czekamy na pozostałe 5 mln zł.
Pani zdaniem są szanse, że klub spłaci pierwszą transzę przed upływem terminu?
Nie przyjmuję innej opcji.
(wywiad został przeprowadzony przed końcem października – przyp. red.)
Co czeka miasto po 2020 r., kiedy kurek ze środkami unijnymi zostanie przykręcony?
Trudno mi się wypowiadać na ten temat, bo już w tej chwili pojawia się problem ze środkami unijnymi. Prawdopodobnie – z powodu Brexitu – skorygowane zostaną pule przekazywane na poszczególne państwa. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć co wymyśli Unia Europejska w kolejnym okresie programowania. To jest na tyle dynamiczna sytuacja, że nie potrafię udzielić jednoznacznej odpowiedzi, ale na pewno te pieniądze będą mniejsze niż do tej pory. Oznacza to, że przystępując do inwestycji, będziemy musieli opierać się w znacznej mierze na środkach własnych. To z kolei poskutkuje tym, że trzeba będzie zmniejszać wydatki bieżące. Bardziej palącym problemem jest reforma oświaty i to nas niewątpliwie martwi. Nie znamy dokładnych wytycznych, one nie zostały jeszcze przedstawione, i nie wiemy jak będziemy sobie radzić ze skutkami tych zmian. W tej chwili w Chorzowie istnieje kilka placówek, w których równolegle funkcjonują gimnazja i licea oraz podstawówki, które nie zostały połączone z gimnazjami. Placówki oświatowe będą musiały zostać przystosowane do nowych realiów, a to nie są małe koszty. Niewykluczone, że wejście w życie tej reformy, poważnie odbije się na budżecie miasta.
Czy w planach miasta na przyszły rok, pomijając kwestię obwodnicy, znajdują się jakieś duże inwestycje?
Największą będzie modernizacja rynku, na którą przewidziano ok. 26 mln zł. Budowa Centrum Przesiadkowego już się zakończyła, teraz postaramy się stworzyć wokół niego przestrzeń, która choćby w niewielkim stopniu, będzie sercem naszego miasta. Przez to, że rynek przecina estakada, jest to zadanie mocno utrudnione, w związku z czym chcemy go podzielić na dwie strefy. Pierwsza, zlokalizowana przy ratuszu, będzie pełnić funkcje kulturalne. Druga części, w pobliżu pomnika Redena, ma być bardziej rekreacyjna, wypoczynkowa. Ten obszar mocno się zmieni w najbliższych latach. Kolejna inwestycja to modernizacji ZSS nr 1, czyli tzw. „piątki”. Przeprowadzenie remontu tego budynku będzie kosztować ok. 20 mln zł. Miasto zainwestuje też w zasoby ZK PGM. Chodzi o postawienie nowych budynków lub przeprowadzenie modernizacji – m.in. przy ul. Truchana. Powstaną tam nowe lokale mieszkaniowe dla osób, które nie dysponują zbyt wielkimi dochodami.
W Chorzowie brakuje miejskich zasobów mieszkaniowych. Planowane są jeszcze inne tego typu inwestycje?
Tak, planujemy skorzystać z programu „Mieszkanie Plus” i rozglądamy się za gruntami, na których takie obiekty mogłyby powstać. Jeśli chodzi o tereny, na których moglibyśmy przeprowadzić takie inwestycje, to w grę wchodzą obszary miejskie lub należące do Skarbu Państwa. W tym przypadku również będziemy starać się o środki rządowe. Analizujemy też jakie budynki należące do miasta mogłyby zostać odnowione.
Kiedy przeprowadzałem z Panią ostatni wywiad, niespełna dwa lata temu, wszystko wskazywało na to, że w tym momencie trwać będzie już budowa obwodnicy i modernizacja stadionu Ruchu Chorzów. Z perspektywy czasu uważa Pani, że miasto udźwignęłoby te dwie potężne inwestycje?
Mogłoby być bardzo trudno. W takiej sytuacji w gestii prezydenta leżałaby decyzja o tym jakie inwestycje przyspieszyć lub opóźnić, a z jakich zrezygnować.
W przyszłych latach, kiedy zadłużenie miasta będzie jeszcze większe niż obecnie, prawdopodobnie byłoby to zadanie jeszcze trudniejsze.
Będzie to bardzo trudne do zrealizowania, ale nie niemożliwe. Tak jak wspomniałam, w tej chwili bardziej martwi nas wzrost wydatków bieżących. Kwoty przeznaczane na inwestycje nie są tak wielkie jak mogłoby się wydawać. Weźmy pod uwagę na przykład kwestie wzrostu płacy minimalnej, który spowoduje, że będziemy musieli podpisać aneksy do umów z wykonawcami, co z automatu spowoduje wzrost wydatków bieżących. To dotyczy z resztą nie tylko remontów czy inwestycji, ale też utrzymania zieleni, placówek administracyjnych itp. To są zmiany, na które nie mamy wpływu, a ich wprowadzenie spowoduje uszczuplenie finansów miasta. To wszystko poskutkuje tym, że poza środkami zewnętrznymi, pożyczkami i dofinansowaniami unijnymi, nie pozostanie zbyt wiele opcji, jeśli chodzi o realizację inwestycji. Chorzów jest w dość dobrej sytuacji, został wysoko oceniony w agencji ratingowej Fitcha i m.in. dzięki temu oprocentowanie kredytu z EBI nie jest wysokie. To prawda, że miasto się zadłuża, ale tak naprawdę nie ma innego wyjścia, jeśli mamy stawiać na rozwój. Robimy to jednak mądrze, bo wiemy, że jesteśmy w stanie obsłużyć to zadłużenie.
Mimo wszystko można mieć pewne obawy obserwując jak z roku na rok zadłużenie miasta wzrasta o kilkanaście lub kilkadziesiąt milionów.
Regionalna Izba Obrachunkowa oceniła naszą wieloletnią prognozę finansową jako bezpieczną. Miasto jest w stanie spłacić swoje zadłużenie, nawet jeśli dojdzie do realizacji projektu budowy obwodnicy. Te kwoty mogą wydawać się wysokie, ale wszystko jest pod kontrolą. Dług będzie się zwiększać tylko do pewnego momentu. W okresie, kiedy nie będzie już wsparcia w postaci dotacji unijnych, a większość potrzeb zostanie zaspokojonych, miasto skoncentruje się na mniejszych inwestycjach oraz na spłacie zadłużenia. O zdolności inwestycyjnej świadczy różnica pomiędzy wydatkami a dochodami bieżącymi. W tej chwili, w przypadku Chorzowa, ta kwota wynosi nieco ponad 10 mln zł. Taka suma wystarczyłaby do zrealizowania jednej, może dwóch inwestycji. Taka sytuacja ma miejsce w większości miast. Bardziej boimy się zagrożeń wynikających m.in. z możliwości podniesienia kwoty wolnej od podatku. To jest oczywiście korzystne dla podatników, ale jednocześnie niebezpieczne dla samorządów. Obliczyliśmy, że gdyby zostało to wprowadzone od początku 2017 r., budżet miasta zmniejszyłby się o ok. 20 mln zł. To jest kwota ogromna. W takiej sytuacji istniałoby zagrożenie braku możliwości uchwalenia budżetu na kolejny rok, ponieważ nie byłoby nadwyżki operacyjnej. Takie zmiany musiałyby być w jakiś sposób zrekompensowane samorządom. W innym wypadku może to mieć fatalne skutki.
Czyli – bez owijania w bawełnę – mówi Pani, że plany rządu PiS są destrukcyjne dla gmin?
Nie, nie. Absolutnie nie są to zarzuty w kierunku PiS, PO, czy jakiegokolwiek innego ugrupowania. Zwracam tylko uwagę na to, że czasami brakuje zrozumienia na linii rząd – samorząd. To naprawdę nie ma znaczenia, jaka opcja polityczna wprowadza takie zmiany. Faktem jest jednak to, że zdarza się, iż samorządy pozostawione są same ze swoimi problemami, i muszą sobie z nimi poradzić. To są działania typu: „Brakuje pieniędzy? To znajdźmy je w samorządach.”
Jaki będzie dla miasta 2017 r.?
Ze względu na centralizację podatku VAT, podniesienie płacy minimalnej i wszelkie inne dodatkowe obciążenia, których mogą się spodziewać samorządy, to może być trudny rok. Jako skarbnik zapewniam jednak, że poradzimy sobie z tymi problemami. Trzymam rękę na pulsie i czuję się odpowiedzialna za finansową stronę działalności miasta. Także proszę się nie martwić, wszystko jest pod kontrolą.
Rozmawiał Tomasz Breguła.
Echo Chorzowa, informacje, wiadomosci, aktualnosci